Policjant, który popełnił zbrodnię i sam ją wyjaśnił

lunatyk

We wrześniu 1937 roku, w miejscowości Alencon w Normandii zmarł były komisarz policji Robert Ledru. W związku z jego zgonem prasa francuska przedstawiła na swoich łamach postać tego wybitnego funkcjonariusza policji i jego wielką osobistą tragedię.

 

Robert Ledru miał opinię niezwykle zdolnego urzędnika policji kryminalnej i był postacią dobrze znaną w XIX wiecznym Paryżu. Rzadko kiedy zwracał swoim przełożonym akta prowadzonych spraw z adnotacją „niewyjaśnione”. Pod koniec XIX wieku, w czerwcu 1887 roku został wydelegowany do portowego miasta Hawru, gdzie od jakiegoś czasu dochodziło do tajemniczych zbrodni. Miejscowa policja była bezradna i jedyne, co mogła robić, to odnotowywać kolejne morderstwa. Jedno co łączyło te zbrodnie to sposób w jakich zginęły wszystkie ofiary. Były one zasztyletowane w identyczny sposób. Lokalne władze przypuszczały, że sprawcami są zagraniczni marynarze, którzy zbiegli ze swoich statków i grasują po ulicach miasta.

 Detektyw z Paryża zaraz po przybyciu do Havru zabrał się do intensywnego śledztwa. Zanim jednak udało mu się coś konkretnego ustalić, miasto zostało poruszone wiadomością o nowym morderstwie. Na miejscowej plaży, w niewielkiej odległości od portu znaleziono ciało mężczyzny. Już po wstępnych oględzinach miejsca zdarzenia wyszło na jaw, że został on zastrzelony z bliskiej odległości. Ofiarę zidentyfikowano jako Henryka Moneta, właściciela paryskiego salonu z konfekcją damską. Monet był człowiekiem samotnym, stosunkowo zamożnym, bez wcześniejszych konfliktów z prawem, przebywał w Hawrze od kilku dni na urlopie. Nie znaleziono żadnych poszlak mogących wskazywać na motywy zbrodni, wykluczony był również rabunek, jako że do identyfikacji Moneta posłużył wypchany pieniędzmi i dokumentami portfel znaleziony w kieszeni jego płaszcza. 

Nie znaleziono żadnych świadków zdarzenia ani poszlak uzyskanych dzięki przesłuchaniu personelu hotelu, w którym zatrzymał się Monet. Jedynymi punktami zaczepienia były ślady stóp na piasku oraz pocisk z pistoletu znajdujący się w ciele ofiary. Szybko zdjęto gipsowe odlewy stóp oraz wydobyto pocisk, oba dowody przekazano Robertowi Ledru do wglądu. Ten z całym zapałem zabrał się do rozwikłana sprawy. Zbadał dokładnie kulę rewolwerową oraz zabezpieczone ślady stóp. 

ledru
Robert Ledru

W trakcie tych wszystkich czynności Ledru doszedł do wniosków wręcz fantastycznych i dla niego samego druzgocących. Stwierdził mianowicie ponad wszelką wątpliwość, że używane przez mordercę naboje zostały wystrzelone z pistoletu o specjalnym kalibrze, zrobionego na specjalne zamówienie w jednej z fabryk broni. Ledru zbadał swoją broń i okazało się, że istotnie brakowało w niej jednego naboju- nie ulegało zatem wątpliwości, że jego własny pistolet był narzędziem mordu. Nadto, z odcisków stóp odkrytych w piasku obok zwłok zamordowanego wynikało wyraźnie iż sprawca, który najwidoczniej był w chwili popełnienia czynu bez obuwia w samych skarpetkach, nie miał dużego palca. Lendru dobrze wiedział, że jego własna noga wykazuje właśnie taką wadę, stracił on bowiem palec jeszcze jako dziecko podczas nieszczęśliwego wypadku. Policjant przejrzał dokładnie wszystkie swoje skarpety. W jednej z nich istotnie znalazł kilka ziarenek piasku. Rozważając dokładnie wszystkie te szczegóły, Ledru doszedł do jedynie logicznego wniosku iż mordercą musiał być on sam. Oczywiście Ledru jako prowadzący śledztwo mógł wszystko zmanipulować i zataić tak, żeby cień podejrzenia nie padł na niego i tym samym ta zbrodnia pozostałaby niewyjaśniona. Lecz ambitny policjant chciał do reszty wyjaśnić tajemnicę, bez względu na ewentualne skutki dla siebie samego. W pewnej chwili, kiedy zastanawiał się nad tym wszystkim przypomniał sobie, że jego matka była lunatyczką i okoliczności te nasunęły mu podejrzenia, czy przypadkowo tej przypadłości nie odziedziczył. 

Długo nie zastanawiając się zebrał wszystkie akta sprawy, powrócił do Paryża i przygotował nakaz aresztowania samego siebie. Wprawdzie podkreślił w nim, że tylko poszlaki wskazują na niego jako na sprawcę, bo on sam nie może sobie niczego przypomnieć. Przełożeni Roberta Ledru byli oczywiście w najwyższym stopniu zaskoczeni takim obrotem sprawy. Najwyżsi dygnitarze policyjni zastanawiali się nad tą niebywałą w dziejach francuskiej kryminalistyki historią, dochodząc do wniosku, iż Ledru musiał działać w stanie pomieszania zmysłów. Pod jakimś pretekstem wysłano Ledru z powrotem do Havru. W ślad za nim udał się szef policji wraz z lekarzem specjalistą od chorób umysłowych. Bez wiedzy Ledru zamieniono kule w jego pistolecie na ślepe. Przypuszczenia okazały się trafne. Już następnej nocy przy świetle księżyca Ledru rozpoczął swą wędrówkę. 
Udał się prostą drogą na plażę, gdzie w pewnej chwili stanął oko w oko ze swoim własnym szefem. Bez namysłu Ledru wydobył pistolet i wystrzelił. Rano jednak niczego nie pamiętał i zaprzeczał jakoby w ciągu nocy opuścił swe łóżko. Twierdził, że spał bardzo twardo równocześnie jednak żalił się na uporczywy ból głowy. Po stwierdzeniu tych okoliczności nie mogło być żadnych wątpliwości, że Ledru był istotnie mordercą Henryka Moneta. Stał się nim podczas wędrówki lunatycznej. Cała ta afera z lunatykującym oficerem policji, który zabija przypadkowych ludzi została wówczas zatajona przed opinią publiczną. Robert Ledru, który wówczas miał 35 lat został przeniesiony w stan spoczynku. Wyjechał do Normandii, gdzie przebywał pod stałym dozorem lekarskim. Zdruzgotany moralnie po dokonaniu straszliwego odkrycia, usiłował kilkakrotnie popełnić samobójstwo, zawsze jednak udało się udaremnić te rozpaczliwe zamiary. Przez 50 lat Robert Ledru prowadził życie samotnika, aż wreszcie w 1937 roku śmierć przyniosła mu zbawienie. 
Robert Ledru jest jedynym w historii przypadkiem policjanta, który wyśledził sam siebie, nie wiedząc wcześniej, że jest sprawcą zbrodni.
 

spec