Wyniki badań przeprowadzonych w czasie trwania pandemii przez instytut badawczy IPSOS wykazały, że blisko 38 proc. Polaków zaobserwowało u siebie w ciągu ostatniego roku przyrost wagi. Średnio przytyliśmy o 6 kg. Częściej tyły osoby z wyższym wykształceniem wykonujący pracę biurową, czyli siedzącą i wymagającą mniejszego wysiłku fizycznego niż pracownicy fizyczni.
Badania sondażowe na temat wagi Polaków przeprowadził także Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. Z uzyskanych rezultatów także można wywnioskować, że we wszystkich grupach wiekowych więcej osób tyło niż traciło na wadze.
Co ciekawe, najrzadziej w ostatnim roku przybierali na wadze respondenci w wieku powyżej 65 lat. Z kolei, dodatkowe kilogramy najczęściej pojawiały się u mężczyzn w przedziale wiekowym między 20. a 44. rokiem życia. Wśród pań większą masę ciała zauważyły przede wszystkim kobiety mające więcej niż 44 lata, ale mniej niż 65 lat.
W opinii psycholog i dietetyk Agaty Szczerkowskiej, z Centrum Dietetyki Żywienia i Zdrowia w Sopocie, od początku pojawienia się COVID-19 statystyczny Polak tyje średnio około 0,5 kg miesięcznie. Zdaniem tej specjalistki, „z samego faktu, że w przeważającej części czasu siedzimy w domu, nie zużywamy dodatkowych 300-500 kcal dziennie na zwyczajowe dojazdy do pracy, chodzenie po biurze, załatwianie na własnych stopach bieżących spraw, co samo przez się daje przyrost wagi ciała rzędu 1,5-2 kg miesięcznie. Nawet bez zwiększonej ilości przyjmowanych kcal. Z osób, które do mnie trafiają, pierwsza fala po pierwszym lockdownie kształtowała się z dodatkowymi kilogramami na poziomie 4-7 kg. Aktualnie po drugiej fali klienci, którzy do mnie trafiają, utyli w ciągu ubiegłego roku średnio 7-15 kg. Liczba osób z nadwagą i otyłością będzie dalej rosła”.
Powody wzrostu masy ciała w okresie ogłoszonej pandemii są nadzwyczaj oczywiste: brak ruchu i długotrwałe zamknięcie w okresie izolacji społecznej podczas kolejnych ogłaszanych wzrostów zachorowań na koronowirusa. Ponadto, wzrostowi wagi sprzyja ogromny stres odczuwany przez wielu ludzi wynikający z obawy o zdrowie i życie swoje i najbliższych powodujący częstsze podjadanie. Systematyczne spalanie tkanki tłuszczowej i regularne dbanie o własną kondycję fizyczną było także utrudnione z powodu zamknięcia basenów, siłowni i wielu klubów sportowych oraz utrudnienie aktywności ze względu na wymóg noszenia maseczek nawet na otwartych przestrzeniach. Należy także zaznaczyć, że od czasu ogłoszenia pandemii, spędzamy średnio o 1,5 godziny więcej dziennie przed ekranem komputera lub telewizora, najczęściej kosztem spacerów i aktywności na świeżym powietrzu.
Okazuje się zatem, że ogłoszona przez WHO pandemia wirusa SARS-CoV-2 tylko pogłębiła istniejący już problem otyłości Polaków. Zdaniem ekspertów, blisko 68 proc. mężczyzn i 53 proc. kobiet w naszym kraju ma nadmierną masę ciała, a u 25 proc. rodaków zdiagnozowano otyłość. Mimo występowania problemu na większą skalę, wielu ludziom wciąż trudno uznać otyłość za chorobę przewlekłą, która wymaga leczenia. Ponadto, wokół tego problemu zdrowotnego nadal funkcjonuje wiele krzywdzących stereotypów i błędnych przekonań. Przykładowo, otyłość często jest kojarzona z lenistwem i słabym charakterem, gdy tymczasem, może dotykać osoby napotykające trudności emocjonalne, borykające się z traumą po ciężkich przeżyciach czy też walczące z niską samooceną. Otyłość jest bowiem chorobą przewlekłą o bardzo złożonej etiologii, czyli pochodzeniu. To choroba niemająca tendencji do samoustępowania, przeciwnie, z silną tendencją do nawrotów. Narazie medycyna nie jest w stanie odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie o przyczyny jej powstawania. Z pewnością na ryzyko rozwoju otyłości wpływa styl życia, w tym brak wystarczającej aktywności ruchowej, ale nie tylko. Ważną rolę odgrywają także czynniki niezależne od pacjenta, w tym uwarunkowania genetyczne, płodowe, hormonalne i psychologiczne.
Zdaniem prof. Pawła Bogdańskiego, Kierownika Katedry Leczenia Otyłości, Zaburzeń Metabolicznych i Dietetyki Klinicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, „otyłości nie należy odchudzać – otyłość należy leczyć, ponieważ realnie zagraża zdrowiu. Jak podają amerykańskie badania, pacjenci z otyłością potrafią latami mierzyć się z chorobą, zanim ktoś ją u nich zdiagnozuje”. Należy pamiętać, że otyłość jest przyczyną ponad 200 powikłań i chorób, m.in.: cukrzycy, miażdżycy, nadciśnienia tętniczego i chorób nowotworowych. Jego zdaniem, powinno się radykalnie zmienić nawyki żywieniowe. Należy przede wszystkim dostarczać organizmowi produktów o dużej zawartości składników odżywczych - witamin i substancji mineralnych. Niedobory witamin, zwłaszcza tych z grupy B (wit. B1, B2, B3 B6, B12), mogą prowadzić do depresji, która stała się prawdziwą plagą wśród młodzieży. Należy zatem sięgać po owoce, warzywa, węglowodany złożone i zdrowe tłuszcze w ograniczonej ilości. Warto też pamiętać, że długotrwały stres wynikający z ogłoszonej przez WHO pandemii, podsycany dodatkowo przez środki masowego przekazu karmiące nas od rana do wieczora strachem i sensacjami, a także niestabilna sytuacja ekonomiczna, społeczna itd., powodują wzrost wytwarzania kortyzolu. Hormon ten z kolei też może być przyczyną otyłości. Stąd też zaleca się, by do problemu otyłości podejść systemowo, tzn. zacząć od zdrowej i zbilansowanej diety, następnie dodać aktywność fizyczną, a na końcu relaksację, medytację itp.
Eksperci ds. żywienia i dietetycy podkreślają także negatywny wpływ pandemii i narzuconych obostrzeń na prawidłową wagę młodego pokolenia.
Zamknięcie polskich szkół na blisko 7 miesięcy, a co za tym idzie, zmuszenie dzieci i młodzieży do spędzania długich godzin przed ekranem komputera, sprzyjały dużemu wzrostowi wagi stanowiącemu widoczny, uboczny skutek pandemii. Jeszcze przed lockdownem - według badań właśnie WHO - polskie dzieci były sklasyfikowane na 6. miejscu w Europie pod względem otyłości, ale z największym w tej grupie wiekowej, tempem przyrostu. Można przypuszczać, że teraz jest i będzie tylko gorzej, zwłaszcza, jeśli nie zmieni się m.in. stosunek starszego pokolenia do grubych dzieci i otyłej młodzieży. Jeżeli nadal będą zbyt troskliwe babcie, które - zamiast mobilizować wnusia z gigantyczną nadwagą tudzież otyłością do uprawiania sportu i diety - kupią mu kolejną drożdżówkę czy paczkę chipsów, mylnie sądząc, że to wyraz ich miłości i dbałości o ukochanego dzieciaka. Podobnie, powinno się skończyć ze zwyczajem „pustego talerza”, czyli zmuszania dzieci do zjadania całej otrzymanej porcji i karmienia ich do oporu wyliczając bez końca kolejnych członków rodziny, za których trzeba zjeść następną i następną łyżeczkę.
Wszystko to – choć czynione może i w dobrej wierze - prowadzi w rezultacie do wyrządzenia młodemu człowiekowi ogromnej krzywdy, która będzie przez całe życie odbijać mu się czkawką, gdy rówieśnicy zaczną go przezywać, wyszydzać bądź wyśmiewać. „Tłustego pączusia” w wózeczku wszyscy jeszcze będą podziwiać i łaskotać po okrąglutkich policzkach, zachwycając się jaki to jest milutki, ale już bycie nastoletnim „bekonem” czy „masarnią” to dla młodego człowieka prawdziwa udręka, która może mu trwale zrujnować życie, zarówno w okresie dorastania, jak i w wieku dojrzałym.
Polscy naukowcy biją na alarm. Przez ostatni rok, jedynie 33 proc. mieszkańców naszego kraju w wieku ponad 20. lat regularnie uprawiało jakiś sport lub aktywność fizyczną (spacery, jazda na rowerze, pływanie, fitness). Ponad 70 proc. mężczyzn i nieco ponad 64 proc. kobiet nie korzystało z żadnej formy ruchu. Z kolei 34 proc. Polaków zmniejszyło swoją aktywność fizyczną, częściej byli to mężczyźni niż kobiety.
Jednak, jak podkreślają specjaliści, brak ruchu i wystarczającej aktywności, to tylko jedna strona medalu. Drugą stanowi nieograniczony dostęp do jedzenia i sięganie do lodówki, które stało się kolejnym nawykiem. Zdaniem cytowanej już psycholog, Agaty Szczerkowskiej: „siedzenie w domu spowodowane pandemią wzmaga i będzie wzmagać zachowania nałogowe, z których nadmierne spożywanie alkoholu i przyjmowanie za dużych ilości jedzenia będzie w bardzo szybkim tempie powodowało przyrost wagi. Sytuacja globalna jest niepewna, generuje tym samym podwyższony poziom stresu, który sprzyja braku samokontroli dotyczącej naszej diety, podjadaniu słodyczy i słonych wysokokalorycznych przekąsek. Każdy próbuje własne napięcie psychiczne obniżyć w najprostszy sposób, czyli poprzez sprawianie sobie przyjemności ulubionymi potrawami, łakociami, alkoholem”. Wszystko wskazuje zatem, że wpływ ogłoszonej epidemii na nasze zdrowie nie może być rozpatrywany jedynie pod kątem ryzyka zarażenia się tą czy inną odmianą wirusa lub braku dostępu do opieki medycznej. Jeśli teraz zostaną zaniedbane kwestie związane z żywieniem i regularną aktywnością fizyczną, zwłaszcza w nadchodzących miesiącach i latach, to w niedalekiej przyszłości dramatyczne skutki walki z zarazą powrócą w postaci nasilonych chorób sercowo-naczyniowych, otyłości i depresji.
Przed nami wczesna jesień i jeszcze pogoda w miarę sprzyjająca podjęciu wyzwania i zawalczeniu o lepszą kondycję i zgrabniejszą figurę. Późną jesienią, gdy przyjdzie szaruga, deszcze i zimno, trudno będzie nam zmotywować się do wychodzenia z domu, biegania czy jazdy na rowerze. Nawet wyjście do najbliższego klubu fitness może stanowić nie lada wyzwanie. Dlatego warto już teraz podjąć wysiłek i wyruszać regularnie na długie spacery, wycieczki rowerowe czy wspólne ze znajomymi bieganie, tym bardziej, że właśnie już w tym miesiącu odbywa się w Brukseli kolejna edycja Polish Run.