Pandemia
Aleksander Nowak Włochy
Ostatnia konferencja prasowa z 22/03/2020 godz. 18:00 Ministerstwa Zdrowia i Obrony Cywilnej we Włoszech podaje, że ponad 47.000 osób jest zarażonych koronawirusem. Jest to oczywiście ogromna i budząca zaniepokojenie liczba.
Kiedy jednak czytamy dalej, dowiadujemy się, że z tego prawie 24.000 ludzi spędza swoją chorobową kwarantannę w domu bez absolutnie żadnych symptomów, około 20.000 ludzi jest w szpitalach z normalnymi objawami grypy, a 3.000 osób jest niestety na intensywnej terapii. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej, można powiedzieć „mimo wszystko” troszkę lżej. Nie możemy bagatelizować istnienia ogromnego zagrożenia dla życia i zdrowia.
Włochy, to jedno z pierwszych Państw w Europie, który zmierzyły się z tym „niewidzialnym potworem”. Istniały nawet insynuacje ze strony innych Państw Europejskich, które całą winą europejskiego dramatu obarczały właśnie Włochy. Okazało się to absolutnie nieuzasadnione i niezgodne z prawdą. 23 lutego 2020 konferencja prasowa Sztabu kryzysowego mówiła tylko o 132 przypadkach zarażenia koronowirusem we Włoszech: 88 przypadków w Lombardii, 24 w prowincji Veneto, 6 w Piemonte, 6 w Emilia Romania, 2 przypadki w Lacjum (Rzym). W ciągu miesiąca ze 132 przypadków urosła ta liczba do 47 tysięcy. Potwierdza to, jak błyskawicznie i niezauważalnie rozpowszechnia się wirus COVID-19. Odpowiedzią na ogromny światowy alarm o restrykcje, jest fakt, iż wirus COVID-19, ma niesamowitą „siłę rażenia” mówiąc językiem wojennym, i bez odpowiednich zabezpieczeń, w krótkim czasie zabrakłoby miejsc w szpitalach, a w gorszych przypadkach na intensywnej terapii.
Dopiero teraz widać dokładnie jak bardzo zmieniło się życie, opinia publiczna i przede wszystkim podejście Włochów oraz żyjących tutaj cudzoziemców w stosunku do zaistniałej, nieznanej sytuacji. Skończyło się bagatelizowanie sprawy, ludzie dostosowali się do restrykcji, które rząd włoski dozował powoli, lecz skutecznie. Jeszcze miesiąc temu było „nienormalne” używanie maseczek na nos i usta, dziś jest wręcz wymagane. Sam mogę o tym zaświadczyć. Jeszcze pod koniec lutego, wstydziłem się wychodzić z maseczce, teraz jeżeli bym jej nie założył, wstydziłbym się chodzić po ulicach, a muszę się przemieszczać, gdyż pracuję w szpitalu.
Włosi są narodem, który potrafi zjednoczyć się momentach kryzysowych i trudnych. Widać to bardzo często podczas występujących tutaj trzęsieniach ziemi, jak społeczeństwo potrafi sobie współczuć, być solidarnym i pomocnym. Włoski wolontariat jest naprawdę do pozazdroszczenia. Od samego początku zaistniałego niebezpieczeństwa ruszyła ogromna maszyna „Obrony Cywilnej”, która jest również we Włoszech jedną z instytucji świetnie działających. Do podporządkowaniu się społeczeństwa i nowych wymogów powołana została również policja i wojsko.
Społeczeństwa jednak to nie zdziwiło. Włosi są znani z niezależności i dumy, więc czasem potrzeba tzw. „siły wyższej” do opanowania tak skomplikowanej sytuacji.
Gorzej będzie teraz z ekonomią włoską. Kraj ten przecież żyje z turystyki. Restauracje, hotele, plaże, historia, sztuka – to wszystko zostało zablokowane dla całej reszty świata - klęska. My Polacy, mieszkający we Włoszech (a emigracja polska jest jedną z najstarszych w Italii) jesteśmy dobrze zintegrowani ze społeczeństwem, staramy się absolutnie dostosować do wymogów i restrykcji niemal codziennie się zwiększających. Nasza polska mentalność też temu pomaga, spotykamy się wirtualnie, na polonijnych grupach i portalach, przekazujemy sobie wiadomości, dodajemy otuchy, wspomagamy moralnie i duchowo jak tylko potrafimy. Rok 2020 jest poświęcony Janowi Pawłowi II, więc mamy nadzieję, że nasz wspaniały Święty Rodak, nie pozostawi nas i całego Świata bez swojego wstawiennictwa. Myślę, że trzeba mieć tylko cierpliwość i dostosować się skrupulatnie do wszystkiego co obecnie jest zalecane. Medycyna robi swoje, nauka robi swoje, wiara robi swoje. Serdecznie pozdrawiam wszystkich Rodaków w Brukseli!! Bądźcie zdrowi!!!
Z Palermo Paweł Sasiak
Siedzimy zamknięci w domach. Co kilka dni wprowadzane są coraz większe zaostrzenia kwarantanny. Wysłano na ulice wojsko. Właśnie słyszę przejeżdżający samochód wojskowy z którego przypominają że mamy zostać w domach i informują z kim się kontaktować w razie wystąpienia objawów. Sytuacja jest surrealistyczna. Jednocześnie dowiadujemy się coraz więcej o tej chorobie i o tym co doprowadziło do takiej sytuacji. Część lekarzy jest wściekła na rząd i Unię Europejską. Twierdzą, że wbrew temu, co mówi się w mediach umieralność na tę chorobę nie przekroczy 1- 1.5 %, jeśli zrobi się testy wszystkim. Niestety testy robione są tylko ludziom z poważnymi objawami i w podeszłym wieku, a umieralność w tej grupie jest wysoka. Brakuje sprzętu i personelu. A to z kolei przez liczne ciecia wydatków na opiekę zdrowotną. Sytuacja robi się napięta, a i tak nie wiemy, ile to jeszcze potrwa.
Wprowadzono zakaz handlu w niedziele, jakby wirus w dniu świątecznym był bardziej aktywny. 21 marca kolejka do Lidla była na ponad dwie godziny czekania, bo w niedziele zamknięte. Poszliśmy z dziewczyną na rynek Ballaro i ceny w tych kilku straganach legalnych, które były otwarte były lichwiarskie.
Aleksandra Nagorska - Nowy Jork
Nowojorczycy zresztą jak i cała Ameryka nie spodziewali się, że koronawirus dotrze do nich tak szybko. Nagłe rozprzestrzenianie się choroby spowodowało, że prezydent Donald Trump ogłosił na terenie kraju stan nadzwyczajny, zamknął granice.
Amerykanie, którzy przebywają w innych krajach, gdzie możliwe są loty, powinni natychmiast powrócić do USA lub przygotować się na to, że nie będą mogli przez nieokreślony czas wrócić do kraju. Obecnie odwołano wszystkie loty z Nowego Jorku w ramach akcji “LotDoDomu” dla Polaków, którzy chcieliby wrócić do Polski w związku z wprowadzeniem w tym rejonie zagrożenia epidemicznego.
Jedną czwartą przypadków koronawirusa w USA stwierdzono w stanie Nowy Jork. Tymczasem w Nowym Jorku codzienne życie zaczyna powoli zamierać. Jest mniejszy niż zazwyczaj ruch na ulicach, co w tym mieście jest niezwykle rzadkim zjawiskiem. Słynna piąta aleja wygląda, jak wymarła. Time Square świeci pustkami. Zamknięte do odwołania są bary i restauracje. Nie działają muzea, kina, teatry, sale koncertowe, kluby nocne. Nie odbywają się masowe imprezy. Do 20 kwietnia zostały odwołane zajęcia na uczelniach i w szkołach (nauka online). W sklepach panuje zwiększony ruch, tak jak przed świętami. Być może jest to spowodowane niemądrym stwierdzeniem burmistrza Nowego Jorku, że w mieście może zabraknąć żywności.
Z moich obserwacji wynika, że nie brakuje artykułów spożywczych. Jeśli półki są puste to tylko dlatego, że nie było czasu, aby uzupełnić towar, jedynie brakuje żelu do dezynfekcji i…. papieru toaletowego (przypomina mi się określenie z “dawnych” czasów: chwilowe braki w zaopatrzeniu). To ciekawe zjawisko: wszystkich ogarnęło jakieś niewyjaśnione szaleństwo, aby kupić jak najwięcej papieru toaletowego. W lokalnych socialmediach pojawia się czasem informacja, gdzie “rzucili” ten deficytowy towar. Ponieważ ilość osób zarażonych koronawirusem gwałtownie wzrasta, w stanie Nowy Jork gubernator stanu Andrew Cuomo wprowadził nowe zarządzenia. Zamyka wszystkie firmy tzw. „niekonieczne”, mają być otwarte biznesy tylko i wyłącznie te, które są niezbędne, a więc: serwisy dostawcze, media, magazyny, branża spożywcza i produkcja jedzenia, apteki, służby medyczne, serwisy użytkowe (woda, prąd, itd.), banki i instytucje finansowe. Pozostałe, które mogą, mają pracować z domu. Ludzie powinni pozostać w domach.
Można wyjść na zewnątrz, ale samemu. Zakazane jest gromadzenie się w grupach. Jeśli spodziewamy się, że ktoś ma nas odwiedzić to powinniśmy sprawdzić jego temperaturę. Wszyscy w obecności osób narażonych (starsi i chorzy) powinni nosić maski. Należy zachować 2 metry odległości od innej osoby. Nie powinno się korzystać z transportu publicznego, o ile nie jest to absolutnie niezbędne. Nie będą przeprowadzane eksmisje przez 90 dni – dotyczy zarówno budynków mieszkalnych jak i komercyjnych. Władze przygotowują także pomoc finansową dla swoich obywateli i dla firm. Gubernator Cuomo zapowiedział, że to może być obowiązująca sytuacja na kilka miesięcy. W tej chwili głównym celem jest zwiększenie ilości łóżek szpitalnych (obecnie dostępnych jest 50 tysięcy). Szkoły, centra wystawowe będą przeznaczone na tymczasowe szpitale. Do Nowego Jorku został wysłany statek szpitalny USNS Comfort, który ma tysiąc pokoi oraz sale operacyjne. Trudno teraz prognozować, co będzie dalej. Wszystko zależy od tego, w jakim tempie będzie przybywać ludzi zarażonych koronawirusem, kiedy i jak uda się to opanować oraz w jakim stopniu mieszkańcy dostosują się do zaleceń władz. Nowy Jork to miasto zamieszkałe przez 8 milionów ludzi (a licząc przedmieścia to jest tu około 15 milionów) i wirus nie oszczędza nikogo.
Piotr Płonka - Niemcy
Jeszcze tydzień temu w północnej Westfalii wszystko było normalnie, oprócz tego, że ruch na ulicach zmniejszył się o 1/3, nie było żadnych ograniczeń, w sklepach żadnych braków towarowych. Następnie zamknięto wszystkie szkoły, przedszkola, uczelnie. Największe obostrzenia są w Bawarii. Obecnie wg zarządzeń nie można się spotykać w więcej niż 2 osoby, chyba, że jest to rodzina zamieszkująca pod jednym dachem. W sklepach jest wszystko oprócz mąki i oczywiście papieru toaletowego. Jeśli chodzi o handel to pootwierane są sklepy spożywcze, drogerie i księgarnie oraz niektóre sklepy z materiałami budowlanymi. Środki transportu publicznego zostały ograniczone.
Jeśli chodzi o przemieszczanie się między regionami, to na razie pozostaje bez zmian, ale każda firma przygotowuje przepustki dla pracowników, którzy nie mogą pracować zdalnie.
W niedzielę 22 marca w Berlinie przed Bramą Brandenburską na placu pusto, nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zobaczę taką sytuację, w knajpkach (oczywiście tych, które jeszcze były otwarte) pilnowano, by nie siadać obok siebie - kelnerka rozsadziła nawet mnie z żoną. Z ciekawostek, możesz w Niemczech spać w hotelach, ale nie jako turysta - jeśli chcesz odwiedzić rodzinę mieszkająca w innym regionie, to możesz spać w hotelu, będąc w podróży służbowej również możesz się zatrzymać w hotelu.
Na aktualności z Europy zapraszam codziennie na kanał Pepe TV na FB.
Zbyszek Kowalski Dublin
Gdy wybuchła wojna z wirusem, moja znajoma z Brukseli poprosiła mnie o fotkę z wyludnionego Dublina. Odpowiedziałem jej, że to niemożliwe, bo Dublin szykuje się do dorocznego święta narodowego. Parady, korowody, hektolitry piwa w pubach i na ulicach. 17 marca Guinness ma kolor zielony i obowiązkową koniczynkę na piance – tak było od wieków. Bo święty Patryk, jak głosi legenda, ostrzegł pewną barmankę, że jeśli trunku nie naleje do pełna, to karczmę zniszczy zaraza.
I właśnie już niszczy. Wprawdzie dwa dni przed świętem prawie wszystkie puby były zatłoczone, ale rząd kazał je zamknąć, po tym jak media nagłośniły Patrykową „rozpustę”. Za złamanie zakazu grozi nieprzedłużenie licencji na lokal. Odwołano też największą paradę uliczną na wyspie, na O’Connell Street, która co roku gromadzi do miliona ludzi z całego świata. Tego dnia Irlandczycy z bólem świętowali w domach, z drobnymi wyjątkami, które zawsze są.
Zaraza w ciągu paru dni dopadła setek ludzi. Kilku śmiertelnie. Coraz więcej ograniczeń. Zamknięte sklepy i szkoły. Ruch uliczny mniejszy niż zwykle, siłą rzeczy. Premier przedstawił czarny scenariusz, że dwa miliony z prawie pięciu, żyjących na wyspie, będzie zarażonych w ciągu najbliższych tygodni.
Mimo to ani zakazy, nakazy i sam koronawirus irlandzkiego myślenia nie zmienił. Razem z kalendarzową wiosną przyszła piękna pogoda. W Dzień Matki (22 marca) kwiaciarnie były oblegane. Sam widziałem, jak młody tata z 2-letnim synkiem, obaj ubrani na letniaka, bez masek, rękawiczek ochronnych, biegają (!) po zatłoczonej galerii handlowej z dwoma wózkami. W jednym mieli zakupy, w drugim - kwiaty dla mamy, która czeka w domu. Tego samego dnia wszystkie plaże w aglomeracji dublińskiej pełne były letników. Co szczęśliwsi kąpali się w morzu, jakby w środku lipca. Miejsc na parkingach brakowało.
Nie dociera, że 40 tysięcy ludzi czeka na testy nawet 5 dni, że brakuje miejsc w szpitalach, że każdego dnia liczba zarażonych podwaja się, potraja itd. Firmy tną godziny pracownikom, nawet o połowę. Wielu już nie pracuje. Coraz częściej słychać, że Irlandia powtórzy los włoskiej Lombardii.
Bo temperament! Południowcy z Włoch i Irlandczycy z Północy. Trudno uwierzyć, ale podobieństwa widzę gołym okiem. Bilet do Bergamo zarezerwowałem na połowę maja. Dwa dni potem wybuchła tam epidemia. W Lombardii przedwczoraj zmarło prawie 900 osób. Na wyspie wirus dopiero się rozkręca. Nie podam Wam statystyk z dziś, bo zanim „Nowinki” opuszczą drukarnię, wszystko się zmieni. Możecie śledzić w Internecie.
Mieszkać na wyspie? – już wiem, co to znaczy. Samoloty coraz rzadziej tu widzę. Co myślę? Irlandia nigdy nie będzie wyspą bezludną. Z tą nadzieją pozdrawiam bez wirusa.
Konrad Bielejewski Rotterdam
Od kiedy wirus zaczął się rozprzestrzeniać w Niderlandach codzienność nie uległa większym zmianom. Stopniowo wprowadzano coraz ostrzejsze limity, pierwszym widocznym było odgrodzenie kierowcy w autobusie. Ulice i sklepy powoli opustoszały, prawie nikt nie pojawiał się na niegdyś zatłoczonych i ruchliwych placach. Osobiście przyjąłem te zmiany ze spokojem, miasto ucichło, zastępując ryk samochodów i krzyki ludzi wiosennym śpiewem ptaków. Najgorszym momentem był drugi weekend marca, gdy ludzie zaczęli masowo wykupować produkty ze sklepów, lecz każdego dnia półki zapełniały się na nowo, dzięki czemu mieszkańcy wrócili do zwykłego rytmu zakupów. Najbardziej widoczną zmianą jest ilość spacerowiczów w parkach oraz entuzjastów jazdy na rolkach.
Damian Sasiak Manchester
W UK wszyscy podchodzili na luzie do pandemii jakby się nic nie działo, aż do piątku, kiedy premier zamknął szkoły, restauracje i puby. W weekend w panice wszyscy rzucili się na zakupy. Półki w supermarketach świecą pustkami, jako kurier widzę coraz więcej karteczek na drzwiach, że ludzie są w kwarantannie.
Szkoły zostały zamknięte w piątek, czyli tydzień później niż w większości krajów Europy i od tej pory więcej osób zostaje w domach. Do świadomości Brytyjczyków dopiero dotarła skala zagrożenia. Przed chwilką (23 marca godz. 22) Premier Wielkiej Brytanii zamknął kraj, od jutra zakaz opuszczania domów, tylko w przypadku niezbędnych zakupów i pracy, jeśli jest to konieczne. Policja ma wszystko kontrolować. Niestety umieralność wg statystyk jest taka sama jak we Włoszech. 10 dni od pierwszego zgonu - 233 osoby. W weekend ludzie bezmyślnie wyszli do parków i na plaże, więc rząd podjął drastyczne środki.
Isabelle i Richard, Wandea.
Nikt u nas nie nosi maseczek, bo ich nie mamy. Zresztą teraz nie można ich kupić, więc nikt ich u nas nie nosi, bo nikt ich nie ma. Maseczek brakuje też w szpitalach, dla ludzi pracujących na pocztach, w urzędach czy w sklepach. Zakaz opuszczania domostwa bez wyraźnego powodu (np. udanie się do pracy, pójście po zakupy) jest we Francji surowo przestrzegany. Francuzów jest niezwykle trudno do czegoś nakłonić i zdyscyplinować, więc te drastyczne środki wydają się raczej konieczne. Nie wolno wychodzić we dwójkę na zakupy, tylko pojedynczo, nawet jeśli mieszkamy razem. To samo, by wyjść z dziećmi na spacer. Jeden dorosły może towarzyszyć jednemu dziecku. Mamy troje dzieci, musimy się wymieniać i wychodzić z każdym po kolei. Sporym problemem jest pogodzenie pracy zdalnej z odrabianiem lekcji przez dzieci przez Internet, zwłaszcza, jeżeli w domu jest tylko jeden komputer i każdy go potrzebuje. Zamknięte są restauracje, kawiarnie, bary, baseny, mediateki, biblioteki, kluby sportowe. Nieczynne są także sklepy ogrodnicze itp., które nie sprzedają artykułów pierwszej potrzeby. W naszym regionie zamknięto nawet plaże, po tym, jak masa ludzi opuszczających Paryż zdecydowała się na wyjazd na prowincję, żeby tu przeczekać ten trudny czas. Przez to, np. na pobliskiej Wyspie Noirmourtier, gdzie przybyli ludzie do swoich domków letniskowych, jest aż 9 osób z podejrzeniem koronawirusa. Czekając w kolejce przed sklepem, jesteśmy zobowiązani do zachowania 1,5 m odstępu. W sklepach raczej nic nie brakuje. Był moment, że ludzie więcej wykupywali, chwilowo czegoś nie było, ale teraz to wraca do normy. Niektóre większe miasta francuskie wprowadziły godziny policyjne, żeby ograniczyć przemieszczanie się ludzi. Inne planują zrobić to samo. Dokucza nam trochę to odosobnienie, nie widujemy znajomych, ani innych członków rodziny, zwłaszcza starszych, ale rozumiemy, że to konieczność.
Laetitia Piquart, La Boissière de Montaigu.
W czwartek 12 marca nasz prezydent wystąpił w telewizji. Z jego przemówienia dowiedzieliśmy się, że nazajutrz zostają zamknięte szkoły i uczelnie wyższe. Decyzja obowiązuje do odwołania, czyli na czas nieokreślony. Mam dwie córki i widzę, że odrabianie lekcji przez platformy internetowe nie zawsze się sprawdza. Zdarza się, że sieć się zawiesza z powodu przeciążenia. Od wtorku 17 marca, od godziny 12.00 w południe, zamknięto większość zakładów pracy, w tym moją fabrykę pracującą dla marki Louis Vuitton. Na razie na dwa tygodnie, do 26 marca. Wprowadzono też zakaz wychodzenia z domu. Za jego złamanie grozi mandat w wysokości 135 euro. Na każde opuszczenie domowiska potrzebujemy specjalnego zezwolenia. Możemy iść do sklepu w pobliżu czy do apteki. Możemy też zanieść zakupy moim rodzicom w starszym wieku, którzy nie wychodzą z domu, poza własnym ogródkiem. Na szczęście mieszkamy w niewielkiej miejscowości, więc jest nam łatwiej niż ludziom w mieście, przetrwać ten okres zamknięcia i izolacji od innych.
Edyta Wiśniewska - Kraków
Podobnie jak w innych krajach, także w Polsce, informacje o koronawirusie zdominowały media w ostatnich kilku tygodniach. Spodziewano się zarażeń przywiezionych albo przez cudzoziemców albo przez Polaków powracających z zagranicy. Gdy pojawiła się informacja o „pacjencie zero”, można było zaobserwować wzmożony ruch do supermarketów i robienie zapasów przez najbardziej przezornych. Ludzie zaczęli kupować głównie mydła antybakteryjne, żele do dezynfekcji, rękawiczki, maseczki i... papier toaletowy. Puste półki przez kilka dni niektórych dziwiły, innych śmieszyły. Ale każdy chciał kupić te bezcenne chwilowo towary. Wykupywano też cukier, mąkę, makaron, olej i ryż. Bardzo szybko wprowadzono strefy wyłączone dla pasażerów w tramwajach i autobusach i zakaz wsiadania i wysiadania przednimi drzwiami, tak, by chronić kierowców i motorniczych. Zamknięto szkoły, przedszkola, biblioteki, kawiarnie itd. Skrócono godziny urzędowania banków i poczty. Do piekarni, apteki, sklepiku czy wspomnianych już poczty i banku zaczęto wpuszczać po 1-2-3 klientów, w zależności od powierzchni lokalu i czynnych okienek. Reszta ludzi oczekuje w kolejce na zewnątrz, jeden od drugiego odsunięty na ok.1m. Kościoły pozostają otwarte, ale jednocześnie udzielono dyspezy na niedzielne nabożeństwa i do kościoła, w którym nie może być więcej niż 50 osób, chodzą tylko ci, co chcą. Media zwiększyły ilość transmisji nabożeństw i zachęcają, zwłaszcza osoby starsze, by pozostały w domu i słuchały bądź oglądały mszy u siebie. Zawieszono odwiedziny w szpitalach, domach opieki, hospicjach. Zawsze można podać paczkę, ale nie można wejść do placówki. Zwiększono limit płacenia kartą, uznawanej za bezpieczniejszy sposób płatności niż gotówka. Jak ktoś kichnie czy zakaszle, to inni od razu spoglądają z podejrzeniem, odsuwają się czy przesiadają, jeśli ma to miejsce np. w tramwaju. Niektórzy narzekają na te wszystkie ograniczenia i trudności, ale w większości ludzie rozumieją, że nie ma innego wyjścia. Z czasem coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że ten rok jest inny niż wcześniejsze, a tegoroczne Święta Wielkiej Nocy będą inne niż zwykle.