Jak PRZETRWAĆ grudzień?

jak przetrwac

Nagłówek brzmi kontrowersyjnie. Ostatni miesiąc roku kojarzy nam się raczej miło - z czasem spędzonym w gronie bohaterów naszego unikatowego, trzymanego na strychu komiksu, zwanego też potocznie albumem rodzinnym, aniżeli z walką o przetrwanie na poligonie pełnym min. Niestety, choć święta w istocie są zjawiskiem nieprzeciętnie przyjemnym, to na nieszczęście również nieprzeciętnie krótkim. Pozostałe dni grudnia pozostawiają wiele do życzenia, ale dzięki poniższym wskazówkom można wyjść z tej przedświątecznej gorączki obronną ręką. Jak? 

1) Uświadom, że nie jesteś cyborgiem.


Grudzień jest podobno magiczny. Klienci wierzą w cudowne właściwości tego miesiąca - ludzie niby stają się milsi, zwierzęta przemawiają ludzkim głosem, a u sprzątaczek instalowany jest tymczasowo dodatkowy silniczek napędowy w dolnej części pleców. Rzecz jasna, to tylko wierzenia. Klientom należy stanowczo zakomunikować, że Mikołaj nie sprezentował nam dodatkowych supermocy, dzięki którym bylibyśmy w stanie w przeciągu trzech godzin pracy wysprzątać generalnie dom, wyruszyć w pielgrzymkę do Betlejem po sianko i wracając z powrotem zahaczyć o niebiosa, z których przynieślibyśmy pierwszą gwiazdkę w celu umieszczenia jej na czubku choinki klienta.

2) Zakomunikuj potrzeby.


Każdy z nas ma jakieś marzenia. Zbliżające się wielkimi krokami święta to idealny moment, by podszkolić swoją umiejętność perswazji celem ich spełnienia. Eksperyment najlepiej rozpocząć pierwszego dnia miesiąca i powtarzać regularnie za każdym razem, kiedy widzimy, że klient jest w dobrym humorze. Oczywiście, żeby humor był dobry, musimy przyłożyć się nieco do roboty, bo zlewozmywak pełen misek po kaszce, kiedy klientka planuje romantyczną randkę, nie będzie sprzyjał jej dobremu samopoczuciu, a wręcz obniży nastrój. Działanie polega na zasiewaniu w umyśle klientów naszej potrzeby - każdego dnia mówimy coś w stylu „tak bardzo marzą mi się te słynne czekoladki Leonidasa, ale niestety pieniądze trzeba odkładać na pampersy”, „od dziecka marzyłam o zjedzeniu choć jednej pralinki Leonidasa, to moje największe pragnienie”, „gdyby jutra miało nie być, to ostatnia rzeczą, jaką bym chciał zrobić na łożu śmierci jest zjedzenie takiej pysznej czekoladki”. Słowa musimy wypowiadać powoli i zrozumiałe, najlepiej w języku, jakim operuje klient. Jeśli będziemy mówić po polsku efekt może być mizerny, choć możliwy - sama nazwa danej rzeczy zakoduje się w podświadomości pracodawcy i prawdopodobnie rzuci nam pudełkiem słodkości na dzień przed świętami. Zamiast ulubionych czekoladek można spróbować też zakodować w umysłach podświadomą prośbę o bilet na Majorkę lub tygodniowy wypoczynek w prestiżowym SPA, ale z badań statystycznych wynika, że takie prośby akurat znacznie rzadziej zostają zaspokajane. 

3) Podziękuj za hibernacje.


Amerykańscy naukowcy odkryli stan hibernacji, dzięki któremu możemy zamrozić ciało i zachować je nienaruszone na setki (tysięcy) lat. Niektórzy klienci kochają nas tak bardzo, że chcieliby zapewnić nam nieśmiertelność proponując nam hibernacje w domowych warunkach poprzez czynność zwaną myciem okien. Jeśli nie marzy nam się odmrożenie w czasach latających samochodów wystarczy uprzejmie odmówić i zapewnić, że podczas świat goście będą woleli oglądać po raz setny przygody nieletniego łobuziaka Kevina w TV, niż transmitowaną na żywo zza okna relację opadających liści jesionu.


4) Zagadaj.


Przedświąteczny szał może być również świetnym alibi dla lekkiego pofolgowania sobie w pracy. Do wykorzystania tego patentu potrzebny jest wyłącznie klient i odrobina znajomości języka obcego, czyli wcale nie tak dużo. Podczas pracy badamy stopniowo grunt (nie mam tu na myśli gruntu podłogi, bo ten dzięki zmywaniu mopem od miesięcy mamy obcykany jak własną kieszeń). Mam na myśli badanie gruntu, czy klient jest skory do rozmów. Jeśli tak – wolna amerykanka, tematów przedświątecznych jest całe multum, a na każdy z nich klient rozgada się na kilka dobrych minut. Wystarczy zapytać łamanym niderlandzkim „Czy Pani być święta w dom? Czy ciotka Helka przyjechać z dziecko?” i już możemy cieszyć się chwilą wytchnienia, bo przecież nie wypada szorować kibla podczas słuchania drugiej osoby.

5) Zjedz mandarynki. 


Świetne rozwiązanie pozwalające nam upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. No, a właściwie to wręcz przeciwnie, bo pieczenie warto zostawić na święta, a do tego czasu lepiej przycisnąć ciut pasa, żeby nie musieć później zamartwiać się zbędnym tłuszczykiem. Mandarynki wzięte na lunch do pracy pozwolą zachować nam szczytową formę, natomiast obierki porozrzucane po domu wypełnią go cudownym cytrusowym aromatem.  Klient, którego nozdrza otrzymają dawkę tego pięknego, odświeżającego zapachu nawet nie zauważy, że z lenistwa nie posprzątaliśmy danego pomieszczenia.

6) Zaśpiewaj kolędy.


Nie wszyscy czują się swobodnie w towarzystwie pracodawców. Jeśli chcemy w dyskretny sposób dać do zrozumienia, że wolimy pracować w samotności pozostaje nam uciec się do tajnej broni - naszego śpiewu. Gwarantuję, że już po drugiej zwrotce Last Christmas klient przypomni sobie, że musi dokupić jeszcze jakieś prezenty na mieście.


 
7) Sprezentuj laurkę.


Śmieciowa polityka nadaje się wyłącznie … do śmieci. Wywożenie kartonów na wsi wyłącznie raz w miesiącu to istny skandal, ale tęgi łeb potrafi sobie i z tym cholerstwem poradzić. Z niepotrzebnych resztek kartonów można wyczarować laurki dla naszych podopiecznych, dzięki czemu ocieplimy nasz wizerunek, nabędziemy nieco kreatywności, a przy okazji pozbędziemy się zbędnych opakowań po pizzy.

8) Upiecz sernik. 


Doskonale wiemy, że i tak się nie uda, jednak przy odrobinie szczęścia będzie jadalny. Trening czyni mistrza, a do świąt sporo czasu, więc testując nasze kulinarne zdolności na klientach będziemy radzi poczęstować ostatecznie naszym popisowym wypiekiem naszych najbliższych. O ile policja wcześniej nie wsadzi nas na dołek za nieumyślne zatrucie naszych klientów.

9) Powtarzaj jak mantrę. 


„Niebawem premia trzynastka, niebawem premia trzynastka.” – słowa te powtarzane w chwilach słabości dodadzą skrzydeł i znacząco pokrzepią. Myśl o spłaconej racie, zakupie nowej pary adidasów i zaserwowaniu na stole droższego karpia niż zaserwuje sąsiad, podniosą nas na duchu nawet w największej chwili zwątpienia.
 

angelika