Powszechnie przyjęło się przekonanie, że początek nowego roku to doskonały moment, by wcielić w życie od dawna odkładane plany, które zmienią nasze życie na lepsze. Dla jednych ma to być zakończenie niesatysfakcjonującego związku, dla drugich odejście z nielubianej i niedającej żadnej satysfakcji pracy. Wiele osób postanawia od stycznia rozpocząć walkę – niekiedy po raz kolejny – z nadwagą lub otyłością lub z nałogiem palenia papierosów.
Oczywiście, wszystko łatwiej powiedzieć niż wykonać. Plany bowiem mogą być nad wyraz wybujałe i bogate, jednak ich realizacja okazuje się znacznie trudniejsza niż początkowo zakładano. Wówczas pojawia się zniechęcenie – najgorszy wróg przemian prowadzących do realizacji planów, marzeń i zamierzeń. Stąd zaś, już tylko krok, dzieli nas od zarzucenia ambitnych projektów mających przynieść w nowym roku satysfakcję, lepszą pracę, zgrabną figurę czy udany związek. Dlaczego tak się dzieje, że ważne dla nas sprawy nie są doprowadzane do końca? Dlaczego nie potrafimy się zmotywować – często przez długie lata – do wprowadzenia gruntownych zmian w naszym życiu, by w końcu osiągnąć satysfakcję, o której od dawna marzymy?
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak cierpliwości i wytrwałości. Podejmując walkę z nałogiem, nadwagą czy z szukaniem lepszego zatrudnienia, bardzo szybko się zniechęcamy nie widząc natychmiastowych rezultatów. Zapominamy, że każda zmiana wymaga czasu, niekiedy bardzo dużo. Przecież musimy naprawić zaniedbania kilku czy kilkunastu lat. Jeżeli przez ostatnie dziesięć lat źle się odżywialiśmy, spędzaliśmy czas na kanapie przed telewizorem opychając się ociekającą tłuszczem pizzą i solonymi chipsami, to jak mamy pozbyć się 10 czy 15 kilogramów w ciągu kilku tygodni? Na trwałe i niezagrażające zdrowiu chudnięcie potrzeba czasu. Niekiedy jest to pół roku, a czasem nawet rok i więcej. Stąd też uzbrojenie się w cierpliwość jest jednym z kluczy do sukcesu. Ważna jest także motywacja najbliższego otoczenia, które powinno wspierać nas w tej trudnej walce, ciesząc się wraz z nami każdego straconego kilograma i dopingując do dalszych działań. Tylko wytrwałość, mimo drobnych porażek i potknięć (pochłonięcie kremówki czy czterech pączków w Tłusty Czwartek), pomoże nam w dotarciu do upragnionego celu.
Innym powodem niepowodzenia w przemianie własnego życia jest wprowadzanie kilku zmian naraz. Nierealnym jest porywanie się na prawdziwą rewolucję w dotychczasowym sposobie życia planując nagłą transformację wszystkiego, co możliwe. Nowa praca, partner, sylwetka, mieszkanie, auto, rzucenie nałogów i zmiana grona znajomych. Nie tędy droga, chyba, że planujemy doprowadzenie się do głębokiej depresji albo stanu skrajnego wyczerpania organizmu. Lepiej wybrać jedną rzecz, na której nam najbardziej zależy i rozpocząć żmudną pracę nad jej przemianą, a dopiero po jakimś czasie – gdy dajemy sobie radę z naszym priorytetem i odsunęliśmy od siebie widmo porażek – dołożyć inną, mniej istotną i łatwiejszą do realizacji zmianę.
Kolejną przyczyną licznych niepowodzeń jest założenie zbyt ogólnego celu. Jeśli nie rozpisze się postanowienia na poszczególne etapy, z wyznaczeniem sobie konkretnych przedziałów czasowych na ich realizację, to trudno nam będzie sięgnąć po laury zwycięstwa i świętować któregoś dnia triumf. Nie wystarczy bowiem zapisać na kartce, że chcę schudnąć 10 kg lub chcę mieć nową pracę i zarabiać kokosy. Plan przemiany musi być szczegółowy, zawierać opis poszczególnych kroków do podjęcia i być rozpisany w czasie. Przykładowo, planujemy, że do 31 marca schudniemy 5 kg, a do końca czerwca kolejne 5 kg. Dzięki temu, przed letnim wyjazdem nad morze osiągniemy założony przez nas cel.
I ostatnia, niezmiernie ważna rzecz. Nasz zamiar ma być realny, czyli musi znajdować się w zasięgu naszych możliwości. Owszem, mogę schudnąć, ale nie zostanę już Miss Świata, czy to ze względu na wiek, czy stan cywilny czy też grubą budowę kości, daleką od współczesnego ideału chudzielca na wybiegu dla modelek. Cel zupełnie oderwany od rzeczywistości jest już na starcie na straconej pozycji i choćby człowiek dwoił się i troił, to pewnych zewnętrznych barier i ograniczeń nie przeskoczy. Lepiej zatem postawić sobie może i mniej ambitny cel, ale za to możliwy do realizacji i także niosący ogromną satysfakcję.
I pamiętajmy, że każdy moment jest dobry na zmianę. To wcale nie musi być 1 stycznia. Jeśli zaczniemy wcielać w życie nasz plan dopiero 16 lutego, to mamy dokładnie te same szanse na powodzenie, co w dzień Nowego Roku. A jeśli nie ruszmy przed 8 marca, to też nic się nie stanie. Ważne, by nie przespać kolejnego roku życia, tkwiąc w marazmie i niesatysfakcjonującej nas sytuacji. Zatem do dzieła panie i panowie. I przede wszystkim: POWODZENIA!!!