Jak co rok, nastała pora, w której liczni z nas sporządzają listy postanowień. Te ostatnie najczęściej zmieniają się w tak zwane „pobożne życzenia”, które mało kto naprawdę realizuje. Weźmy ot tylko mój własny przykład: dwanaście miesięcy temu zaklinałam się publicznie, na łamach Nowinek, iż schudnę cztery kilo, zaś w rzeczywistości przytyłam kolejne trzy…
Według jakiegoś mądrego człowieka z uniwersytetu w Brystolu, 88% noworocznych decyzji spala na panewce. Najczęściej prawdopodobnie dlatego, że stawiamy przed sobą cele zbyt trudne do osiągnięcia. Tak więc w kolejnym roku, zamiast przyrzekać sobie zdobycie Everestu, zacznijmy powolutku, pomalutku, od jakiś bardziej osiągalnych szczytów.
Ja mam pomysły jak najbardziej przyziemne. W pierwszym rzędzie postaram się pomyć okna na Wigilię, nie w dzień przed, kiedy palce do szyb przymarzają, tylko w jakiejś rozsądnej porze, pozwalającej na pracę na zewnątrz. Drugim i będącym bezpośrednio związanym z poprzednim projektem, będzie uszczelnianie drzwi i innych szpar taśmą piankową. Nie zrobiłam tego wcześniej myśląc, iż owe samoprzylepne gąbeczki były wyłącznie polskim patentem.
Czynnością, którą muszę absolutnie wykonać jest „odgracenie” pokoi moich dzieci. Mieszkam w bliźniaku z lat siedemdziesiątych, w którym architekt nie przewidział ani piwnicy (w zimie ciągnie po nogach jak cholera) ani użytkowego strychu. Córka i starszy syn wyprowadzili się już kilka jak temu, ja zaś przechowuję pieczołowicie rzeczy, których ze sobą nie zabrali. Na pamiątkę albo pod pozorem, że mogą kiedyś się przydać.
To by było na tyle, jeśli chodzi o prace manualne. W tym co się tyczy zdrowia, będę unikać syntetycznych witamin. Od dłuższego czasu byłam adeptką wszelkiego rodzaju preparatów czy dodatków pokarmowych, coraz częściej reklamowanych w prasie czy w telewizji. Po przeczytaniu kilku fachowych artykułów oraz obejrzeniu naukowych programów, nabrałam jednak przekonania, iż służą one głównie budżetowi firm farmaceutycznych.
Teraz słów kilka o pracy. Mimo dojrzałego wieku, zdecydowałam się zmodyfikować nieco mój profil profesjonalny. Jako polska romanistka, parałam się różnymi zajęciami na obczyźnie. Oprócz wykonywania tłumaczeń, uczyłam w Belgii języka francuskiego (jako ojczystego!) w starszych klasach szkoły średniej. Ostatnimi laty wykładałam język polski (jako obcy) w placówkach publicznych. W czerwcu jednak dyrekcja zadecydowała o zamknięciu sekcji języków słowiańskich, zastępując nas… łaciną i walońskim!
Mając już pewne doświadczenie i dysponując nowoczesnymi metodami, zamierzam udzielać lekcji polskiego na własną rękę. Postarałam się o otrzymanie nazwy handlowej dla istniejącej od dawna, lecz bezimiennej firmy. Wykupiłam również domenę internetową, trochę na wyrost, żeby ktoś inny mnie nie ubiegł. Nie ukrywam, że postęp technologiczny mnie trochę przeraża tak, że będę kontynuować w moim rytmie, bez pośpiechu.