Z umiarem w Nowy Rok czyli słów kilka o szwedzkiej filozofii LAGOM

lagom

Nadszedł moment, w którym tradycyjnie sporządzamy listę pobożnych postanowień, które chcielibyśmy zrealizować w nadchodzącym roku. Większość z nich, czasami zbyt wygórowanych, spala na panewce. Należałoby więc może „mierzyć zamiar podług sił” i obrać sobie cele jak najbardziej osiągalne. Pomoże nam w tym szwedzka filozofia umiaru zwana LAGOM.

 

Słowo to, brzmiące egzotycznie i używane jako przymiotnik lub przysłówek, może być tłumaczone na polski jako „w sam raz”, „tyle, ile właśnie trzeba – nie więcej, ale i nie mniej”. Szwedzka filozofia umiaru próbuje nas skierować na drogę wstrzemięźliwości, poszanowania siebie i innych oraz powrotu natury i do zdrowego rozsądku. 

Wydaje mi się, iż jest to niezwykle istotne, głównie teraz – w okresie poświątecznym. Któż z nas bowiem może z ręką na sercu powiedzieć, że zachował umiarkowanie w jedzeniu i piciu? Któż z nas nie otrzymał lub nie ofiarował zbędnego prezentu? Któż przed świętami nie padł ofiarą reklam i nie zakupił artykułów, które w gruncie rzeczy są mu niepotrzebne? Jeśli nie zaliczają się Państwo do tej kategorii – serdecznie gratuluję! Innym zaś polecę zapoznanie się ze szwedzkim konceptem lagom, który można zastosować praktycznie we wszystkich dziedzinach życia.

Samo określenie jest przypisywane Wikingom, którzy wybierając się na łupieżczą wyprawę pociągali radośnie trunek z jednej i tej samej flaszki (lub też z rogu jakiegoś zwierza…). Każdy z nich łyknął wystarczająco, aby ugasić pragnienie, ale nie za dużo, żeby zostało dla innych. I choć ta anegdota nie ma pewnie za dużo wspólnego z prawdą, uzmysławia ona ideę podziału i rolę jednostki w społeczeństwie, jakiekolwiek by ono nie było (patrz: „laget om” dotyczące grupy).

Przykład ten, przytaczany przez wielu autorów, nie jest może zbyt trafny, gdyż wydaje się, że aktualni Szwedzi w dziedzinie picia akurat nie są szczególnie umiarkowani. Nie dotyczy to jedynie alkoholu, będącego nieodzownym elementem wszystkich szanujących się świąt, ale również i kawy, o której dolewkę można prosić nawet w dużej ilości restauracji. 

Jednym głównych elementów modelu lagom (trzeba tu mówić o modelu, a nie o przelotnej modzie) jest zacięta walka z konsumpcjonizmem. W rzeczy samej, w obecnych czasach „spożywamy” znacznie więcej niż nam rzeczywiście potrzeba. Nie chodzi mi tu wyłącznie o jedzenie, ale o konsumpcję innych dóbr doczesnych, bez których moglibyśmy się doskonale obejść. Po cóż bowiem kupować nowy aparat, jeśli stary może jeszcze służyć? A jeśli się zepsuł, można go przecież zanieść do naprawy. 
W Szwecji naprawa starych sprzętów jest często droższa od zakupu nowego artykułu. W związku z powyższym rząd rozpatruje propozycję obniżenia podatku VAT od tego typu usług. W Belgii natomiast, jeśli chcemy zreperować jakieś urządzenia możemy się z nimi udać do jednej z tak zwanych „Repair Cafés” (https://repaircafe.org/fr/visiter). Wiem, że działa to sprawnie, gdyż jeden z moich synów pracował tam przez kilka lat (w pierwsze niedziele miesiąca) jako wolontariusz. 

Powyższe zagadnienie prowadzi nas do innego, dotyczącego pozbywania się niepotrzebnych (już) rzeczy. Ażeby nie musieć wyrzucać, nie trzeba po prostu gromadzić. Jeśli jednak się już człowiek na zakup zdecyduje, należy pomyśleć o produkcie trwałym, najlepiej regionalnym i ekologicznym.

Trudno mi w tej dziedzinie dawać dobre rady, gdyż sama bardzo „zagraciłam chałupę” kupując wiele rzeczy na zasadzie: „Ale ładne - może się kiedyś przyda”. I tak aktualnie, licząc trampki i inne tenisówki, posiadam „kolekcję” złożoną z jakiś dwudziestu par butów… Wszystkich ich z pewnością nie zedrę, także część prawdopodobnie wyrzucę, ale nie na śmietnik, tylko włożę do specjalnego pojemnika na dary dla potrzebujących. Niektóre zaś (jeśli znajdę czas) wystawie na sprzedaż dzięki aplikacji Vinted (https://www.vinted.pl/how_it_works). 

Doszliśmy do kwestii czasu, który stał się prawdziwym luksusem. 
Filozofia lagom sugeruje nam rozważyć stosunek godzin spędzanych w pracy do jakości życia, jakie pragnęlibyśmy mieć. Czy zalatana matka z dobrą pensją jest szczęśliwsza od pani, która pracując na pół etatu może zająć się sama dzieckiem? W tym wypadku również możemy pozazdrościć Szwedom, jako że opiekuńcze państwo oferuje im 480 dni urlopu wychowawczego, podczas którego mają oni prawo do 80% uposażenia. Urlop ten jest wybierany bardzo chętnie przez tatusiów – prawdziwy parytet! Panowie są zresztą bardzo aktywni na łonie rodziny zarówno w opiece nad dziećmi jak i w kuchni oraz w innych obowiązkach domowych. 

Żyć lepiej, kupując mniej – będzie to moje założenie na najbliższy rok. Stary zakończyłam ofiarowując sobie (zbyt) wiele książek, między innymi na poruszany tutaj temat. W najbliższym czasie spróbuję zmienić złe przyzwyczajenia, poczynając od zapisania się do biblioteki.

Państwu zaś życzę wszystkiego najlepszego oraz umiarkowania we wszystkim oprócz szczęścia. 

sniezka