Ciężko w to uwierzyć, ale większość miłośników czarnego sportu raczej odetchnie z ulgą, zamiast martwić się, że sezon żużlowy już dobiegł końca, a przed nami całe miesiące oczekiwania na następny. Rok 2014 był dla polskiego speedwaya jednym wielkim „niestety”, z zaledwie kilkoma jasnymi punktami między kwietniem a październikiem.
Owe „jasne punkty” to po prostu momenty, kiedy spotkania przebiegały poprawnie i na wyrównanym poziomie – zjawisko tak rzadkie w tym sezonie. Z powodu braku jakichkolwiek ograniczeń finansowych w kwestii ustalania składów, co bogatsze kluby prześcigały się w organizowaniu dream-teamów złożonych z samych gwiazd, z kolei kluby z mniejszym budżetem zadowalały się opcją tańszą, ze skromniejszym zapleczem sprzętowym i dużo mniej skuteczną strategią, która w przypadku dwóch z nich – Wybrzeża Gdańsk i Włókniarza Częstochowa – zakończyła się zawieszeniem licencji i brakiem możliwości rozgrywek w sezonie 2015.
Swoisty koszmar księgowej przeżywał klub z Tarnowa, którego zespół był tak skuteczny, że... wygrywał większość spotkań ze zbyt dużą przewagą punktową, przez co ledwo nadążał z wynagrodzeniami dla zawodników. Mimo tego – i mimo swojej wypłacalności – poległ na ostatniej prostej i przegrał walkę o finał, zdobywając jedynie drużynowy brąz. Los tarnowskiej Unii częściowo podzielił Falubaz Zielona Góra, który przez cały sezon plasował się na drugim miejscu tabeli, jednak w półfinale odniósł sromotną klęskę ze swoim największym wrogiem, Stalą Gorzów, ostatecznie lądując na czwartym miejscu w klasyfikacji ogólnej.
To właśnie Stal Gorzów zdobyła drużynowe mistrzostwo Polski, po 31 latach ponownie stając na najwyższym stopniu podium. Nie była to jednak jedyna radość dla kibiców z północy lubuskiego – indywidualnym mistrzem Polski i wicemistrzem świata został kapitan Stali, Krzysztof Kasprzak, a jeden z drużynowych juniorów, Bartosz Zmarzlik, triumfował w gorzowskim turnieju cyklu Grand Prix, będącym jednocześnie jego debiutem w indywidualnych mistrzostwach świata.
Największy spadek normy w tym sezonie zanotował z kolei Jarosław Hampel, dotychczas jeden z kluczowych zawodników krajowych. Powodów doszukiwano się zarówno w sferze prywatnej, kwestiach zdrowotnych, jak i w sprzęcie „Małego”, nie udało się jednak dociec, co tak naprawdę jest problemem. Znalazło się, oczywiście, grono złośliwych, upatrujących rozwiązania w rzekomym zaprzestaniu dopingu przez Hampela, który to ponoć przestraszył się kontroli po tym, jak doping wykryto u Patryka Dudka.
Sprawa Patryka dopiero niedawno miała swój finisz. Zapadł werdykt – niewielka kara finansowa, rok przerwy od jazdy w klubie i dwa lata odsunięcia od kadry narodowej. Czy za dużo, czy za mało – ciężko ocenić. Jedno jest pewne: kontrole antydopingowe powinny się odbywać częściej, aby uchronić zawodników przed choćby pokusą sięgnięcia po zakazane środki.
Nawet w niższych ligach nie obyło się bez afer. Gdy finał drugiej ligi zaczął przechylać szalę zwycięstwa na stronę Wandy Kraków, nagle „przypadkiem” zgasło światło na stadionie w Ostrowie i mecz nie mógł dobiec końca. W pierwszej lidze z kolei nie odbyły się baraże, czyli ostatnia możliwość wejścia do ekstraligi. Owszem, taka sposobność pojawi się – jednak nie dla zwycięzcy sprawiedliwej walki, lecz pierwszoligowego klubu z najlepszą sytuacją finansową, który wygra konkurs ofert, zorganizowany w związku ze spadkiem aż dwóch drużyn z ekstraligi.
Podsumowując sezon 2014 w polskim żużlu, nasuwa się tylko jedno pocieszenie – gorzej być nie może. Miejmy nadzieję, że kolejny sezon przyniesie dużo mniej rozczarowań, za to więcej przyjemnych niespodzianek.
