Według szacunków ONZ do 2050 r. populacja ludzka zwiększy się do ok. 10 miliardów, co oznacza konieczność wyżywienia dodatkowych dwóch miliardów ludzi. Gdy do tego dodać fakt, że marnuje się ok. jednej trzeciej żywności zarówno na etapie produkcji, jak i dystrybucji, włos zaczyna jeżyć się na głowie. Produkcja żywności wymaga eksploatacji ziemi, wody i energii, a to z kolei pociąga za sobą zmiany klimatyczne, które są niebezpieczne i powodują różnorakie klęski żywiołowe.
W ostatnich latach coraz większą popularnością cieszy się bio-żywność produkowana (przynajmniej z założenia) bez użycia nawozów sztucznych i innych środków chemicznych. Ostatnio powoli acz sukcesywnie serce i żołądki konsumentów zaczyna podbijać kuchnia afrykańska oparta na … owadach. To prawda, nie każdy może sobie wyobrazić na swoim talerzu owady zamiast mięsa. Tymczasem – jak przekonuje prof. mikrobiologii, Leen Van Campenhout z Uniwersytetu w Louvain – owady takie jak chociażby koniki polne, świerszcze czy dżdżownice świetnie zastępują mięso. Oczywiście, trzeba jeszcze przełamać barierę psychologiczną i odważyć się spróbować. Ale skoro ludzie jedzą ślimaki czy żabie udka, to dlaczego nie insekty? Ich smak zależy od przepisu i sposobu przyrządzenia, a ci, którzy się odważyli, twierdzą, że w smaku przypominały orzechy, które przecież większość ludzi lubi.
Już w 2014 r. belgijska Federalna Agencja do Spraw Bezpieczeństwa Żywieniowego (AFSCA) wpisała na listę bezpiecznych produktów kilkanaście owadów, a kolejne badania wciąż trwają. W sklepach pojawiła się gama nowych artykułów (m.in. owadzia mąka), ale ze względu na minimalne zainteresowanie, znikła z półek.
Belgia - jako europejski lider w zakresie rozpoznawania jadalnych owadów - szybko doceniła możliwość zrobienia dobrego interesu i zaczęła eksport do Szwajcarii. W tym alpejskim kraju zainteresowanie nowym sposobem odżywiania jest tak duże, że belgijscy producenci mają problem z nadążaniem z produkcją, aby odpowiedzieć na szwajcarskie zapotrzebowanie.

A tymczasem owady są wykorzystywane nie tylko w przemyśle spożywczym. Chitynę z owadzich szkieletów zewnętrznych stosuje się do produkcji plastikowych folii, a z tłuszczu z pasikonika produkuje się krem do rąk.
Owadzia alternatywa wydaje się być bardzo ciekawa z kilku powodów. Po pierwsze – hodowla owadów jest proekologicznym rozwiązaniem, gdyż zajmuje niewielki teren i pochłania znacznie mniejsze nakłady energii niż hodowla tradycyjnych zwierząt. Po drugie – owadzie przysmaki zawierają wiele składników mineralnych oraz są nowym i zdrowym źródłem białka o wysokiej wartości odżywczej. Po trzecie – są tanią alternatywą, nie tylko dla ubogich. Wszak insekty stanowią przysmak w wielu zakątkach świata i można w nich upatrywać nowej rewolucji w świecie kulinarnych eksperymentów. Jesteście gotowi spróbować? Jeśli tak, to może wybierzecie się do sklepu „The Green Kow” w Lasne albo „Little Food” w Woluwe-Saint-Pierre? A może do którejś afrykańskiej restauracji w brukselskim Matonge? Ja już planuję taką właśnie degustację…
