Już na początku lutego mój mąż poinformował mnie, że z okazji zbliżających się Walentynek, zaplanował dla nas krótki wyjazd-niespodziankę. Jako że 14 lutego wypadał w środę, dokonał rezerwacji na poprzedzający weekend.
Nadszedł dzień wyjazdu. Tymczasem rano obudziłam się jak połamana. Doskwierał mi ból kręgosłupa. Otworzyłam oczy i pomyślałam sobie: właściwie nie jestem już taka młoda. Było nie było, klasyfikuję się do kategorii 40+, więc może mnie coś czasem boleć, choć wolałabym, aby tak nie było. Ale zaraz druga część mojego „ja” szepnęła: „Jesteś młoda duchem! Wstawaj i nie rozczulaj się nad sobą!” I oto przypomniał mi się zabawny wiersz Wisławy Szymborskiej, który zamieszczam obok, żebyście i Wy, drodzy Czytelnicy, mogli się pośmiać. No tak, myślę sobie. Nie jest tak źle! Nie kłuje mnie przecież serce ani nie boli wątroba, nie rwie mnie w kolanach, nie mam jeszcze (na szczęście!) zadyszki, gdy chodzę po schodach lub gdy wybieram się na wycieczkę. Metryka wyraźnie wskazuje, że jestem w sile wieku. Co więcej, poranne dolegliwości kręgosłupa utwierdziły mnie w przekonaniu, że nadal żyję, z czegoś trzeba się cieszyć!
Po tych rozmyślaniach od razu wstałam z łóżka w lepszym humorze, ciekawa, co też przyniesie ten dzień i jaką to niespodziankę wymyślił mój szanowny małżonek. Zdrowy rozsądek nakazywał nie marudzić i docenić fakt, że mój kochający domowe zacisze mąż wpadł na pomysł walentynkowej „surprise”. Co więcej, wiedząc, że ma dobry gust (wszak wybrał właśnie mnie) oczekiwałam czegoś naprawdę miłego. Głupotą byłoby więc to zepsuć i zacząć jęczeć od rana. Aby dodać sobie animuszu i nieco zmniejszyć ból pleców, poszłam czym prędzej po podarowaną mi kiedyś lampę na podczerwień, która rozgrzewając obolałe miejsce, poprawia samopoczucie. No tak, jak trwoga, to do Boga! Usiadłam wygodnie, ustawiłam maksymalny czas nagrzewania na 15 minut i wkrótce poczułam jak ciepło rozluźnia napięte mięśnie pleców. Wolę ten rodzaj terapii niż trucie się jakimś paracetamolem czy ibuprofenem, co w zasadzie chwilowo usuwa jedynie symptom, a nie przyczynę dolegliwości. Ból kręgosłupa to, niestety, efekt uboczny pracy biurowej, kiedy kilka godzin dziennie pozostaje się w niefizjologicznej pozycji.
Po kwadransie nagrzewania poczułam się dużo lepiej. Postanowiłam jeszcze wykonać kilka zalecanych mi wielokrotnie ćwiczeń rozciągających. No tak, pewnie gdybym ćwiczyła częściej, byłabym w lepszej formie. Ale ja naiwnie się łudzę, że ten raz w tygodniu naprawdę wystarczy. Cóż, jak mi pokazało życie, najwidoczniej nie wystarczy…
Po zaaplikowaniu całej serii wspomagaczy w postaci nagrzewania lampą na podczerwień i po wykonaniu stosownych ćwiczeń, wypiłam pobudzającą kawę i zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu. A ubierając się, wciąż myślałam o zabawnej „Odzie do starości” Wisławy Szymborskiej. I szybko doszłam do pozytywnego wniosku, że faktycznie nie jest ze mną tak źle: nawet i teraz często śpię jak zabita i głowa boli mnie rzadko, więc nie ma co narzekać, tylko czym prędzej wcielić w życie epikurejską zasadę korzystania z życia. Przecież walentynkowa niespodzianka czeka…
Wisława Szymborska
Oda do starości
Co to za życie bywa w MŁODOŚCI!?
Nie czujesz serca… wątroby… kości …
Śpisz jak zabity, popijasz gładko…
i nawet głowa boli cię rzadko.
***
Dopiero człeku twój wiek DOJRZAŁY!
Odsłania życia urok wspaniały …
Gdy łyk powietrza, z wysiłkiem łapiesz…
Rwie Cię w kolanach…
Na schodach sapiesz…
Serce jak głupie szybko ci bije…
Lecz w każdej chwili czujesz że ŻYJESZ!
Więc nie narzekaj z byle powodu
Masz teraz wszystko, czego za młodu
nie doświadczyłeś. Ale DOŻYŁEŚ!
***
Więc chociaż czasem w krzyżu cię łupie
Ciesz się dniem każdym!
Miej wszystko w DUPIE!!!
